środa, 25 sierpnia 2010

Mój Tour


5 dni Brixii, 7 Tour de Pologne, Vattenfall, 8 dni Eneco i na deser Overijse to całkiem ładna wycieczka po Europie, wszystko przez miesiąc. Nie czuję się zmęczony, może dlatego, że świetnie zakończyłem tę część, wczoraj wygraliśmy... można po żużlowemu powiedzieć "5:1", podwójnie... do tego oprócz Bjorna i Marco mieliśmy jeszcze 2 ludzi w "top 10" a ja skończyłem 18-nasty. Zaskoczyłem sam siebie, bo po tylu dniach nerwowego Eneco potrafiłem się zebrać, żeby walczyć i gdybym nie miał 4 kolegów w ucieczce, byłem tam w stanie powalczyć. Na Eneco końcowe kilometry były zawsze nerwowe i trudne, ale i tak finiszowała grupa co najmniej 60 ludzi, wszyscy zgodnie przyznają, że poziom się wyrównał, jest wielu dobrych kolarzy, nikt nie odpuszcza. Wczoraj nawet nie zauważyłem kiedy zgubiliśmy tych 150 ludzi... Jestem z siebie zadowolony, bo na Hamburgu przyjechałem w pierwszej grupie i tylko kraksa na 3km do mety nie dała mi powalczyć, na Eneco wiedziałem, że jeśli nie zaatakuje wcześniej, to czasówki nie pozwolą mi na dobre miejsce w generalce. Na flandryjskim etapie udało się być w ucieczce, ale wszyscy mieliśmy małe straty i tylko cud mógł nas uratować. Na etapie Amstel i Strzały Walońskiej też byłem w odjazdach, ale nieodpowiednich, mimo to przyjeżdżałem z pierwszymi. Chyba to wszystko, co mogłem wycisnąć dla siebie na tym wyścigu.
Na koniec TdP... od początku myślałem tylko o etapie do Cieszyna, nie udało się powalczyć i to moja porażka. Za bardzo chciałem a wtedy mi nie wychodzi... bo wiem, że byłem przygotowany dobrze. Ucieczka na etapie do Bukowiny niejako uratowała mi skórę, bo przynajmniej byłem widoczny, a to ważne... dla moich kibiców też. Dziękuję wszystkim za wsparcie, było miło, gdy słyszałem, że ktoś mi kibicuje... do Sylwasa sporo brakuje, ale on jest pewnie 15 lat starszy ode mnie...
Teraz kilka dni odpoczynku i zacznę przygotowania do Mistrzostw Świata: Giro di Romania i Tour of Britain powinny dać mi odpowiedni rytm, żeby dobrze reprezentować Polskę w Australii.