sobota, 26 stycznia 2013

Kapryśna Majorka

Gdybym powiedział, że pogoda mnie nie rozpieszcza przez ostatnie dni, to z pewnością uznalibyście mnie za bluźniercę, bo jak można narzekać na silny wiatr, przelotne opady i kilkanaście stopni?! Udało się spakować rodzinę i uciec na Majorkę w odpowiednim momencie, gdy lotniska jeszcze działały z planem. Trochę czasu mi zajęło, żeby napisać kolejnego posta, dlatego dodałem małe okno mojego @twittera, gdzie jestem trochę bardziej aktywny, więc będziecie częściej wiedzieli, co u mnie.

W sumie, to za wiele się nie działo w ostatnich tygodniach, raczej kolarska rutyna: pół dnia na rowerze, ćwierć na odnowie, jedna ósma na posiłkach... reszta to sen - w największym uproszczeniu. Nie ma siły, tylko tak można się przygotować do sezonu, który zaczynam już za tydzień. Narazie szlifuję formę z ekipą w Port d'Alcudia, żeby później wystartować w Challenge Mallorca. Później wyprawa do Malezji - chciałem lub nie, ale i tak muszę poddać się globalizacji naszego sportu. Lepiej ścigać się w Azji niż siedzieć w domu i podkładać drewno do pieca.

Dwa zdania o formie: nie jest tak dobra jak u Kwiatka, ale jest lepiej niż rok temu... kilka wattów na plus, to już coś, bo przecież źle nie zacząłem w OPQS.  Waga wróciła do normy, sądzę że już na wiosnę orzeł będzie widoczny!;)