poniedziałek, 24 grudnia 2012

Zwolnijmy

Wszystkim moim kibicom oraz sympatykom kolarstwa życzą wesołych świąt! Niech te dni będą dla Was czasem spędzonym w gronie najbliższych. Wiele ciepła, cierpliwości, życzliwości i uśmiechu na twarzy!

PS. Obiecuję, że jeszcze w tym roku napiszę co u mnie!

sobota, 22 września 2012

Tęczowa niedziela

Kolejny rok i kolejne Mistrzostwa Świata przede mną. Jak zwykle, nikt nie musi mnie specjalnie motywować, przygotowałem się najlepiej jak mogłem. Sporo poświęceń moich i moich dziewczyn w domu, bo muszą radzić sobie beze mnie... Wczoraj zauważyłem, że cały ten sezon jest zwariowany, cały czas się do czegoś szykuję, jest coś ważnego, ale chyba na tym to polega. Trzeba mieć cel, żeby znaleźć motywację - jeszcze tylko tydzień tej karuzeli.

Atmosfera w kadrze jak zawsze dobra, mamy fajny skład, który powinien zrozumieć się także na trasie. Od kilku lat zdobywamy doświadczenie, startujemy ze sporymi aspiracjami, więc może w tym roku się uda. Trzymajcie kciuki!


poniedziałek, 3 września 2012

Za Atlantyk

Miałem sporo emocji w drodze na lotnisko, co kilkanaście sekund odświeżałem twittera, żeby zobaczyć czy Dario Cataldo wygrał dzisiejszy etap, udało się! Z opisu wynikało, że finałowa góra była nieludzka, więc tym bardziej cieszę się, że wybrałem inną końcówkę sezonu, gdzie więcej szans dla zawodników takich jak ja. Po pechowej Danii, gdzie złapałem cztery gumy, w tym dwie w końcówkach etapów pojechałem prosto do Karpacza na kilka dobrych treningów. Jak zawsze, nawet taki krótki okres przygotowań daje więcej motywacji na następne wyścigi. Przez kilka dni dobrze trenowałem, jadłem i spałem, na efekty będę czekał w Kanadzie. Po drodze, 21 godzin z rodziną, przepakowanie walizek i ruszam za Atlantyk. Pierwszy raz będę w Ameryce Północnej, klasyki w Quebecu i Montrealu widziałem tylko w telewizji - zapowiada się wyścig zbliżony do MŚ, więc będzie można sprawdzić gdzie jestem na tle "WT-owego" peletonu.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Powrót na tarczy

Z Londynu wracam niestety na tarczy. Czekałem z podsumowaniem kilka dni, bo ciężko było się pozbierać, długo czekałem na Igrzyska i nie takiego występu się spodziewałem. Trafił się beznadziejny dzień, nie wiem czy to wirus czy stres, ale nie byłem w stanie nic jeść, a tym bardziej pedałować na poziomie olimpijskim. Gorzej byłoby, gdybym zwykle nie był przygotowany... ale mimo wszystko, na taki scenariusz nie byłem przygotowany. Jedziemy dalej! Mam czas na spełnianie moich rodzinnych obowiązków, spokojnie trenuje. Chciałbym wymazać te złe wspomnienia na Mistrzostwach Świata... a po drodze Tour of Denmark, klasyki w Kanadzie i kilka mniejszych wyścigów. Ciśnienie opadło, mam nadzieje, że to będzie mój atut w końcówce sezonu.

niedziela, 22 lipca 2012

Przedolimpijska gorączka

Jak zwykle z opóźnionym zapłonem biorę się do komentowania ubiegłych tygodni, wychodzi to prawie jak w Magazynie Rowerowym, gdzie piszę co miesiąc. Wybaczcie, media socjalne zdobyły i mnie i czasami zapominam, że nie wszyscy tam istniejemy. Z drugiej strony, można już było przeczytać kilka komentarzy i wywiadów z podsumowaniem, więc czuję się usprawiedliwiony i nie będę za wiele dodawał.

Wielki szacun dla Kwiatka, niewiele mu zabrakło do zwycięstwa, ale to i tak spory krok dla naszego kolarstwa i kontynuacja tej dobrej passy w tym roku. Ja robiłem, co mogłem, żeby od drugiego etapu mu pomóc, w Gliczarowie najzwyklej zabrakło pary w końcówce. To był jeden z najcięższych etapów w tym roku i to nie tylko w moim odczuciu. Nie dokonał może wielkiej selekcji, ale to tylko ze względu na wyrównany poziom - to my także kontrolowaliśmy wyścig ( w sześciu ) i nie zależało nam na zbytnim redukowaniu peletonu. Ostatniego dnia była mała szansa, ale zdrowy rozsądek tym razem wygrał, mając w myślach Igrzyska.

Podziękowania należą się moim wiernym kibicom, którzy nie opuszczali mnie, dopingowali w najtrudniejszych momentach, są ze mną od lat.

Teraz ostatni szlif formy przed Londynem, dam jeszcze znać!!!

wtorek, 10 lipca 2012

Pierwsze kwiatki za płoty

Za nami pierwszy etap TdP, z Orlinkiem. Ważne, że zdjąłem klątwę, bo w 2007 ta góra wysłała mnie do domu, a w tym roku dzięki wsparciu kibiców, zwłaszcza z Kijewa wleciałem na szczyt! Dla Kwiatka gratulacje i szacunek, powiedział, że chce walczyć i pokazał, że nawet w takiej ekipie jak nasza może być kapitanem. Miejsca do ataku jest jeszcze sporo. A ja z drugiego rzędu, chcę przywieźć etap do domu... a w tej koszulce to byłoby coś pięknego. Dzięki jeszcze raz za zdarte gardła na trasie.

piątek, 29 czerwca 2012

Koszul jest mój!

Pierwszy będzie ostatnim... w podsumowaniu Mistrzostw Polski. Nie było łatwo, sporo spraw do załatwienia, rodzina powięszyła się o 50%, a codziennie - przez ostatnie 2 tygodnie, telefon dzwonił około 40. Pewnie kiedyś będzie mi tego brakowało, więc nie narzekam - przecież to najlepsze dni w życiu. Cieszę się bardzo ze zdobycia tego tytułu, tym bardziej, że jak wspominałem - miałem ostatnio napięty terminarz a mimo to, nie odpuściłem nawet 5 minut treningu. Potrafiłem przygotować się w domu, nie ścigając się od Giro, a nie czułem wielkich problemów z wyścigowym rytmem. Sam wyścig, jak zawsze dziwnie się rozwijał i znów nie bardzo wiedziałem, o co chodzi, ale dzięki temu, że miałem Kwiatka z przodu mogłem spokojnie kontrolować sytuację. Spokojnie, to może złe słowo, bo wiele się działo, ale ostatecznie wszystko ułożyło się po mojej myśli, a w końcówce zachowałem najwięcej sił. Później już tylko wielka radość - ściskałem się ze wszystkimi, a gratulację złożył chyba sam dróżnik z pobliskiej stacji PKP! Zawsze marzyłem o tej koszulce, więc nie dziwcie się tej euforii, następne zwycięstwa przyjmę z większym spokojem.

Niedzielnym wynikiem przybiłem nominację olimpijską, więc jestem w drodze do spełnienia kolejnego marzenia. Sam nie "ogarniam", co się ostatnio dzieje.

Teraz przygotowania, do TdP, a przede wszystkim do Londynu. Kamień spadł mi z serca, że w większym komforcie - bez chorej rywalizacji pomiędzy nami Polakami. Kilka dni w Karpaczu i będę gotowy!



czwartek, 31 maja 2012

Różowa wisienka

Wszyscy już podsumowali Giro? Zostałem tylko ja! Po pierwsze, cieszę się, że moją jazdę docenił Jerzy Kryszak, a nigdy nie wyglądał na fana kolarstwa... to tylko potwierdzenie statystyk, tego co słyszy się na ulicy. Wszyscy oglądali - większości się podobała nasza jazda. Nie każdy się tym emocjonował, a we mnie z każdym dniem mija chęć polemiki, czy Giro było nudne, łatwe czy może zbyt wymagające.

Dla mnie trzeci tydzień był wyczerpujący, na pierwszych kilometrach etapów starałem się zabierać w ucieczki, a gdy się nie udało - sił pozostawało na grupetto. Celem naczelnym było dojechanie do Mediolanu. Warto było wyeksploatować przez te 21 dni, każdy z nas czuł radość i satysfakcję przejeżdżając linię mety czasówki. Droga z Herning na Piazza Duomo była długa i praktycznie nie pamiętało się już, kto wygrywał kilkanaście dni wcześniej. To tak jak na Stelvio zapomniałem już jak trudno było na Tonale, a przecież pomiędzy mało się nie działo! Liczy się dziś, bardziej jutro. Na tak wyrównanym poziomie, każdy błąd kosztuje Cię drogo. Nie dziwie się powściągliwości liderów, bo znając ostatnie dwa etapy, każdy z nas czuł respekt i starał się zachować jakiś margines sił. Szkoda mi tylko "Purito", bo był on prawdziwym władcą Giro, miał równy, świetny zespół - ale przeciwko Hesjedalowi w takiej formie, niewiele mógł zrobić. Głupim atakiem straciłby tylko podium.

Ja od początku czułem, że muszę jechać mój wyścig w pierwszych dwóch tygodniach, bo trudno powiedzieć jak organizm odpowie na wysiłek i mnóstwo startów, praktycznie od Katalonii. Zabrakło wisienki na torcie, różowej wisienki! Ważne, że dostałem niezłego kopa pozytywnej energii i motywacji - a sezon jeszcze długi... tymczasem  zajmę się dekorowaniem mieszkania, też na różowo!!!

poniedziałek, 21 maja 2012

Świat na różowo!

Nie ma nic lepszego na Giro niż dzień wolny, ale dlaczego on ma tylko 24 godziny?! Spędzamy go w pięknej Villi Fenaroli - wiele lepiej być nie mogło. Szkoda, że już jutro karawana rusza dalej. W wysokie góry, gdzie będzie piekielnie ciężko, tym bardziej, że prognoza pogody zapowiada deszcz i śnieg. To są uroki Giro, oprócz bardzo ciężkiej trasy, czeka nas wszystko: upały, zimno, deszcz a nawet trzęsienie ziemi, które obudziło mnie w niedziele nad ranem.

To były najlepsze 2 tygodnie w mojej karierze, stanąłem na podium etapu na Wielkim Tourze, otarłem się o maglia rosa, założyłem maglia azzurra !!! Teraz już wszystko jest możliwe, nie czuję presji, tylko wasze wsparcie, więc mogę wiele. Biorę pod uwagę to, że nie miałem szczególnych przygotowań do wielkich gór, ale dam z siebie, żeby stanąć na podium w Mediolanie. To bardzo ciężka misja, ale nogi, trochę szczęścia i matematyki i wszystko może się wydarzyć.



piątek, 4 maja 2012

Wszystko na różowo!

Upss! To już tyle czasu minęło od ostatniego wpisu? Wszystko przez tzw. "portale społecznościowe", gdzie szybciej można umieścić krótką informację, to przez to blog znów zbiedniał, ale obiecuję, że na Giro się poprawię i co kilka dni postaram się zdać relację. Nie będę już wracał do tego, co było w zeszłym miesiącu, bo przecież liczy się "tu i teraz" a jestem na starcie Giro d'Italia. Nie było łatwo się tu dostać, a i droga przygotowań do lekkich nie należała - nawet ostatni Tour of Turkey, dla mnie jak najbardziej udany, był wymagający. Kilka etapów z przewyższeniami po 2500-3000m na drogach o strukturze asfaltopodobnej!

Herning zwariował na punkcie Giro, wszystko jest różowe i mimo transferu i dnia wolnego już po 3 etapach, myślę, że to dobrze, że startujemy z innego kraju, to będzie coś innego, dla nas kolarzy i dla kibiców. Cieszę się, że na starcie jest siedmiu Polaków, a ze mną w ekipie "Kwiatek", będzie łatwiej psychicznie. Już w peletonie chodzą głosy, że "polska mafia" zaczyna rządzić! Dodajmy do tego sporą grupę masażystów i jesteśmy w komplecie. Oczekiwania - powalczyć na jednym z etapów, na innych trzeba pomagać Dario i Francesco. Nastawienie pozytywne, głowa jest dobra, więc musi wypalić!


środa, 28 marca 2012

Polski tydzień

Należy się kilka zdań komentarza po zeszłym tygodniu - chyba najlepszym od kilku lat dla polskiego kolarstwa, gdzie i ja dołożyłem swoją cegiełkę, może inaczej - bryłkę lodu! Drugie miejsce na etapie wyścigu World Tour brałbym w ciemno, ale dziś nie czuję pełnej satysfakcji. Dlaczego? Bo mogłem wygrać, a może i wygrałem, sędziowie powiedzieli, że jak tylko dostarczę zdjęcie idealnie z linii mety, gdzie widać, że wygrałem, to ogłoszą mnie zwycięzcą! Nie chcę gdybać, bo jestem drugi, ale jaka to absurdalna sytuacja, nie powinna zdarzyć się na wyścigu tej klasy... To był historyczny etap, szacunek dla wszystkich, którzy ukończyli - bo kosztowało nas to wiele bólu.

Jestem zadowolony z całego wyścigu, bo jeśli nie atakowałem przez pierwszą część wyścigu, lub nie pomagałem liderom, to przyjeżdżałem w pierwszej grupce. Nie pomyliłem się w przygotowaniach, to powinno dać sporo pewności siebie na przyszłość. Z nadzieją patrzę na Pais Vasco.

Po 43 godzinach w domu, wróciłem do Hiszpanii - 2 dobre treningi w Calpe, tylko tego oprócz odpoczynku w tym tygodniu mi trzeba. Żałuję tylko, że nie mogę zostać na dłużej w Toruniu...

niedziela, 18 marca 2012

Przed Katalonią

Czas odkurzyć wyścigowy rower, mechanicy już zapomnieli, że w ogóle taki mam! Po kolejnym rodzinnym zgrupowaniu zaczynam Volta a Catalunya, wytrenowany do granic możliwości psychicznej, fizycznie jeszcze sporo dałoby się zrobić, tzn. mam nadzieję, że organizm jeszcze limitów nie osiągnął. Trenowałem solidnie, dnia nie straciłem, ba, nawet minuty. W Calpe było bardzo polsko, bo czasami udało się przejechać kilka kilometrów z HP - Sferis, podłączyć do CCC trenującego w Benidormie... co świadczy, że z polskim kolarstwem jest coraz lepiej. Stać nas w końcu na to, żeby przygotowywać się w "ciepłych krajach", inaczej - ceny nie różnią się z polskimi, a prognoz pogody się nie sprawdza.

Kolarzy oglądałem w telewizji, więc mam przegląd sytuacji jak mało kto - najlepsze jest to, że większość nazwisk z tv jest tu ze mną, więc od razu zweryfikuję, gdzie jestem. Nie zakładam niczego, bo nie wiem jaka będzie moja rola, mamy tu przecież Levi'ego w świetnej formie, więc może być tak, że od czwartego etapu będziemy pracować, żeby bronić koszulki. Z dnia na dzień trzeba stawiać sobie cele, na miarę formy - tak jak rok temu. Motywować mnie nie trzeba!

sobota, 25 lutego 2012

Wyścig z Mont Ventoux w tle

Jak mi się podoba ta licytacja na portalach społecznościowych, kto więcej, dłużej, wyżej. A ja po zgrupowaniu na Majorce zostałem bez roweru i to przez 4 dni. Najlepsze, że to nie był strajk, tylko jak najbardziej pracowity dzień na hiszpańskim lotnisku! To stara historia, później było kilka pracowitych dni w Toskanii i Trofeo Laigueglia, z której jestem bardzo zadowolony. Pierwszy wyścig po górach, zostałem bez problemu w pierwszej grupie po najcięższych podjazdach. Dla mnie to ważne, żebym potrafił przyjeżdżać w grupie 40-50 ludzi, to daje szansę na niezły wynik. A to, że w końcówce się pogubiłem, to już inna sprawa - własna głupota. Ten tydzień po znakiem zgrupowania z #OPQS, to już czwarte w tym roku!! Tym razem Lazurowe Wybrzeże Francji, którego nie polecam. Oprócz pięknej wody w morzu, sporo sodówki w głowach - przez tydzień nie spotkałem się z sympatią, może miałem pecha. No i kawa kosztuje 5 Euro. Jutro chcemy wygrać Boucle du Sud Ardeche. Cały zespół nieźle kręci, ale nie wiem, czy to starczy na Jonatana! Kalendarz wiosenny mam okrojony, więc trzeba wykorzystać nieliczne szanse, z dyspozycją nie powinno być źle.

Dojeżdżając do hotelu nie dało się nie zauważyć polskiej góry we Francji, więc może i tym razem Mont Ventoux przyniesie szczęście. Oczywiście na wyścigu będziemy trzymali się z daleka od takich podjazdów.

... i jeszcze jedno - w zeszłym roku cieszyłbym się z drugiego miejsca mojego kolegi w Het Volk, tym razem atmosfera jak na pogrzebie. Miejmy nadzieję, że podczas Flandrii się zrehabilituje;)

sobota, 4 lutego 2012

Czas zacząć

Dobrze, że już zaczynam, bo ile można trenować bez wyścigu?! Ostatnie 20 dni przepracowane super, bez straty jednego dnia, jednej godziny, więc ze spokojem podchodzę do Challenge Mallorca. Wiele lepiej nie mogłem się przygotować do sezonu, zawsze są szczegóły, na które nie starczyło czasu, lub zwykle trzeba je było poświęcić ze względu na "ważniejsze sprawy". Przez pierwsze dni Majorka bardzo nas rozpieściła, bo można było opalać nawet nogi, ale teraz solidaryzując się z Europą i tu zrobiło się chłodno. Cieszę się, że przejechaliśmy solidne 10 dni z Michałem, dlatego na zgrupowaniu nikt nam krzywdy nie zrobił. Dodaliśmy trochę intensywności, więc wszystko jest w porządku, tym teoretycznym, treningowym. Codziennie sprawdzamy każdy szczegół na www.trainingpeaks.com , widać progres. Przepraszam za ukrytą reklamę produktu, ale program i strona są na najwyższym poziomie, ja kasy za to nie biorę! Bałem się trochę, że nie zdążymy odpocząć przed pierwszymi wyścigami i mam odczucie, że podchodzimy do nich z marszu, bez wielkiej świeżości.

Na jutro szykujemy "atak klonów", w składzie jestem ja i Michał Gołaś -czyli Michał Kwiatkowski. Pewnie inne zespoły już się głowią, który z nas będzie jutro walczył! Dla niewtajemniczonych, dodaję linka do legendarnego filmiku:


http://video.eurosport.pl/kolarstwo/golas-i-kwiatkowski-wywiad_vid212061/video.shtml




czwartek, 12 stycznia 2012

Styczniowe przyspieszenie


Szybko weszliśmy w nowy rok, kilka dni treningów i znów wracamy do domu - no prawie, bo lot przez Brukselę, gdzie jutro odbędzie się prezentacja ekipy. Zapraszam na: http://www.omegapharma-quickstep.com/ o 11.00! Po kolejnym teście, który nawiasem mówiąc wypadł caaałkiem przyzwoicie, trafiłem do grupy tzw. szybszej, przygotowującej się do Argentyny. Codziennie intensywne ćwiczenia na progu, rozprowadzenia, sprinty... a ja gdzieś pośrodku tej armii ze średnią powyżej 80kg - ja. Przyznam, że poszedłem do przodu... więc teraz mogę spokojnie zwolnić w domu. Oczywiście tylko przez 5 dni, bo od wtorku kolejne - rodzinne zgrupowanie. Michał, Agata i adoptowany "Kwiatek".

Zapraszam też do śledzenia mnie na twitterze -link po prawej stronie.
Ależ jestem ostatnio aktywny internetowo, prawda?!

Fot. OPQS/ Tim de Waele


niedziela, 1 stycznia 2012

Słodko-gorzki 2011

Nie pamiętam kiedy ostatnio rozpocząłem rok od treningu, jakoś ta tradycja nie jest w moim stylu, ale ten rok ma być inny, należy coś zmienić. Skromne 70km i od razu człowiek ma czystsze sumienie...
Rok 2011 był udany, przyniósł wiele zmian, wśród nich oczywiście te najważniejsze - osobiste. Dzięki idealnej dacie ślubu, ucieczce (w) z Giro, sporo się o nas mówiło, no i chyba każda panna oglądająca Eurosport wie, że Goły kawalerem już nie jest. Później wszystko już było łatwiejsze: Mistrzostwa, Wallonia, TdP, Londyn... to były chyba najmilsze sportowe chwile w moim życiu. Podpisałem kontrakt z ekipą o której zawsze marzyłem. Gdyby nie upadek na Vuelcie i Mistrzostwach Świata mógłbym powiedzieć, że było super, ale cieszę się, że znów dostałem lekcję i czegoś się nauczyłem. Jestem pewien, że limit mojego rozwoju jest jeszcze daleko, dlatego maksymalnie zmotywowany zaczynam 2012 rok, jeśli będę regularnie jeździł Grand Tour'y to mogę sporo zyskać. Mam nowe bodźce, bo w Omega nic nie pozostawia się przypadkom, a ja na tym skorzystam. Plany? Ogólnie mówiąc, wystarczy się przełamać, bo to ważny rok - Igrzyska, Giro i mnóstwo innych ważnych wyścigów, które mogą zmienić życie, będę starał się z tego skorzystać!






Wszystkim życzę owocnego 2012 roku! Dziś pierwszy raz założyłem zupełnie nową koszulkę, emocje jak w 2007r.

Wszystkim kolarzom, obsłudze i sponsorom z Vacansoleil - DCM dziękuję za ponad 2 lata wspólnej przygody.