piątek, 30 lipca 2010

Przed Toure'm

Sporo zrobiłem przez ostatni miesiąc: odpocząłem, trenowałem, ścigałem się. Od początku: nie miałem zbyt wiele czasu na oddech, więc o wakacjach nie było mowy, zostałem w domu kilka dni, starałem się zapomnieć o rowerze a już tydzień po MP pojechałem do Włoch na Passo Fedaia. Tam na 2100m posiedziałem 15 dni, no może "posiedziałem", to niefortunne określenie, bo nie pamiętam kiedy tyle trenowałem w górach. Pierwsze dni były ciężkie, jak zawsze człowiek nie wie, co się dzieje... ale w drugim tygodniu mogłem przejechać powyżej 3500m w górę i wrócić do hotelu bez respiratora. Później był Brixia Tour, gdzie sądziłem, że będę cierpiał... ale nawet na płaskim wielkiej krzywdy mi nie wyrządzono, więc to dobry prognostyk przed TdP. Warto też dodać, że otarłem się o pierwsze zwycięstwo, bo na czas przegraliśmy z ISD o 9sek, a gdyby w pierwszej części nie zablokowała nas policja i jakaś pani z zakupami, to sprawy mogły potoczyć się inaczej. Śmiałem się później, że jeśli moim pierwszym zwycięstwem ma być TTT, to lepiej żebym skończył karierę na "0". Resztę wyścigu przejechałem ze sporą rezerwą, nie wysilając się specjalnie... wszystko z myślą o Tour de Pologne. W tym tygodniu raczej wypoczywałem, bo wiele poprawić nie mogłem, a zepsuć pewnie udałoby się... Wystartuję pewnie odrobinę zbyt świeży, ale po sprinterskich etapach, na których pojedziemy na Bozica, wolną rękę dostanę od Cieszyna, więc mam kilka dni, żeby się zmęczyć.

czwartek, 1 lipca 2010

Po mistrzu

Jak to powiedział Grzesiek - gak56: kiedyś wrócisz do Polski i wygrasz mistrzostwa. Faktycznie, ciężko było przeciwstawić się, 15-stu chłopakom CCC czy 10-ciu z Mroza, zwłaszcza gdy byli dobrze dysponowani, niektórzy nawet bardzo. Przyznam, że zrobiłem sobie ciśnienie, do tego przyjechało kilkunastu kibiców z Torunia, co dodało jeszcze motywacji, więc chęć wygrania była, a skończyło się przeciętnie. Dobrze, że po wyścigu miałem uczucie, że dałem z siebie wszystko. Na pierwszych 100km nie czułem się rewelacyjnie, tzn. nie na tyle, żeby atakować... więc postanowiłem poczekać, wiedziałem, że tydzień po Szwajcarii nie zrobiłem za wiele, że noga musi być dobra, trzeba na nią tylko trochę poczekać. Faktycznie, po 3 godzinach zacząłem lepiej kręcić i atakować, pewnie wszystko skończyłoby się lepiej, gdyby CCC do końca pojechało na "Mańka" i skasowało wszystkie grupki, otworzyłoby to wyścig od nowa, a oni mieliby wszystkich przeciwników "podciętych" i świeżego lidera. Ja trochę się przeliczyłem, tzn. w oczach bardziej doświadczonych kolarzy, za dużo atakowałem w końcówce, przez to zawsze miałem kilku ludzi na kole, którzy "nie mieli interesu", żeby ze mną gonić ucieczkę. Dla mnie to był ostatni moment, żeby nie przegrać wyścigu, może gdybym znalazł się na 2 rundy do mety z kimś, kto pomógłby w walce z CCC i Mrozem, to udałby się namieszać. Z pewnością tam przegrałem ten wyścig. Cieszę się, że koszulkę ubrał Jacek Morajko, był silny i miał najlepszą drużynę.
W tym tygodniu chcę trochę odpocząć, czasu do TdP nie mam zbyt wiele... postaram się przygotować najlepiej jak potrafię w Dolomitach, na wysokości 2200m będę przez ok. 20 dni. Później w zależności od planów ekipy wezmę udział w Brixia Tour lub Tour de Wallonie.