poniedziałek, 26 września 2011

Krzakowanie

Nie sądziłem, że moje mistrzostwa skończą się w żywopłocie gdzieś pod Kopenhagą, ale cóż, tak jak wcześniej pisałem, trzeba być w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Właśnie tam byłem, żeby znów leżeć i zedrzeć świeżą skórę. Nie mam do siebie pretensji, bo na tej rundzie wziąłem torbę z jedzeniem i nie mogłem być bliżej, miałem pecha i tyle. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów wiedziałem, że jedyną selekcją będą kraksy, liczyłem jednak na spory "crash" ok 30km do mety... Jako reprezentacja pojechaliśmy dobrze, ja czułem się jak w prawdziwej drużynie, na wyścigu i poza nim... Wynik? Pokazuje, że byliśmy widoczni, wczoraj było nas stać na tyle - a przyglądając się finiszowi widać, że walka była do końca, nawet o 50 miejsce... co potwierdza, że wyścig był najszybszym w erze, gdy walczy się z dopingiem. Mi osobiście szkoda zmarnowanej szansy, bo wiem, że mogłem nawiązać walkę z najlepszymi.

Sezon się jednak nie kończy, pozostaje mi Tour de Vendee, Paris-Bourges i Paris-Tours... postaram się wygoić i pokazać, że jestem w formie.

poniedziałek, 19 września 2011

Głowa jest najważniejsza.


Jestem gotowy, przejechałem 5 wyścigów w 9 dni, wszystkie ponad dwustu kilometrowe, więc nie potrzebuję już niczego wypracowywać, trzeba tylko na siebie uważać w tym tygodniu: chuchać i dmuchać, zbierać siły na te 266km w Kopenhadze. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się bardzo udzielałem ostatnio... wszystkie wyścigi przejechałem w peletonie, raczej bez przesadzania, ucieczek, bo wydaje mi się, że pod koniec sezonu, nie ma co szastać siłami, tym bardziej, że wiele ich nie zostało. Zawsze z pierwszymi w końcówce, więc jest dobrze. Jedynie w Kampioenschap van Vlaander starałem się uciekać w końcówce, ale to bardziej, żeby potrenować i sprawdzić się, bo szans na dojechanie wielkich nie było... a zawsze mieliśmy ze sobą Feillu i Bozica, więc było na kogo pracować. Wiem, że jestem w formie, trzeba tylko wielkiej motywacji, żeby w decydujących momentach być w odpowiednim miejscu, bo na tym wszystkim to polega. Oprócz nóg jeszcze głowa, głowa, głowa!!

piątek, 9 września 2011

Padłeś? Powstań!

Tak się reklamuje napoje, ale mi też się takie hasło przydało. Zbytnio się nie rozczulałem nad sobą, odpocząłem 4 dni i powoli zacząłem się ruszać, pewnie gdybym nie miał w głowie MŚ, to już w tym sezonie nie zmotywowałbym się, żeby jeszcze wejść na przyzwoity poziom... ale spróbuję. Od startu w Benidormie, mam wrażenie, upłynęły wieki... człowiek zdążył się zmęczyć, pozdzierać, wygoić, wytrenować... a oni wciąż jadą! Co zadziwia - ludzie na podium, chyba nikt nie wytypowałby pierwszej trójki, sam nie wiem czy to dobrze, okaże się. Ja już w Paryżu, jutro przejadę się do Brukseli, na rowerze oczywiście, w niedzielę GP Fourmies, a w środę GP Wallonie - to jedyny sposób przygotowania się do mistrzostw, więc należy uznać go za najlepszy. Co 2-3 dni chciałbym się ścigać, na razie bez ryzyka, żeby sprawdzić, gdzie jestem. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wsparcie w ostatnich tygodniach!