środa, 13 kwietnia 2011
Krótka wiadomość tekstowa
SMS - ostatnio tylko na tyle mnie stać, nie mam czasu na nic, ale powoli widać światełko w tunelu. To była odważna decyzja, żeby żenić się w środku sezonu, ale dajemy radę! Na Pais Vasco pojechałem delikatnie ubity, śmiałem się, że jadę odpoczywać na najcięższym wyścigu na świecie, bo tak właśnie jest - poza wielkimi Tourami ten wyścig nie ma sobie równych. W sensie, nie ma tylu gór. Zakładałem, że przecierpię 2 dwa dni, później będę starał się zabrać w odjazd... codziennie się starałem, ale nic z tego nie wyszło. Na dwóch etapach zabrakło niewiele, żeby przyjechać w małej grupce, ale to niewiele robi wielką różnicę. Z punktu widzenia formy, wyścig powinien zadziałać świetnie, dlatego z nadzieją patrzę na nadchodzący weekend. Szkoda, że nie na Amstel, za to na Tour du Finistere i Tro Bro Leon, to są świetne wyścigi, bardzo je lubię, ale... to nie TO. Po drodze zahaczę jeszcze o GP Denain. Jestem we wszystkich szerokich składach świata, ale jak to się wszystko zakończy, nie potrafię powiedzieć, dlatego dziś nie myślę o Fleche Wallone, Liege czy Giro, chcę żeby jutro było dobrze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz