Emocje po Tour de Luxembourg już opadły, najważniejsze, że wygraliśmy... tym bardziej, że na podium obok Matteo stał Fran Schleck i sam Lance! Zacząłem dobrze - rozprowadziłem Bozica, a sam na metę wpadłem 9-ty. Następnego dnia "Carra" został liderem, a mi przyszło pracować z przodu przez ostatnie 2 dni... 300km razem z dwoma kolarzami ISD i jednym z Saxo kontrolowaliśmy sytuację. Pierwszy raz poczułem, że jadę w naprawdę mocnej ekipie, może nawet najmocniejszej w peletonie, nie było nawet momentu, żebyśmy stracili panowanie nad sytuacją. Matteo to dobry chłopak, ale wprowadza sporo nerwowości, a cała reszta ekipy musi to wszystko, delikatnie mówiąc, neutralizować. Jest w takiej formie, że ciężko było ten wyścig przegrać, jedynym który był w stanie zostać na jego kole, był starszy Schleck... mimo wszystko nie ominęła nas nerwówka na ostatnich kilometrach. Trafiliśmy na ulewę na rundach i do końca nie było wiadomo, jak sędziowie się zachowają, ostatecznie pozostawili klasyfikację niezmienioną, a my cieszyliśmy się happy end'em! Wszscy dostali gratulacje od sponsorów i szefa, a ja muszę przyznać, że sam czułem satysfakcję, bo wiem, że dołożyłem swoją cegłę do tego sukcesu. Wielu to dziwi, ale bycie pomocnikiem, też może cieszyć. W nagrodę jadę Tour de Suisse! Jak zwykle wchodzę do składu w ostatniej chwili, ale to mi odpowiada, bo nie czuję żadnej presji. Z drugiej strony nie mogę niczego zaplanować, bo dokładnie nie wiem, co będę robił za kilka dni... Wystartuję niedotrenowany, ten tydzień traktuję spokojnie, nawet gdybym miał zapłacić na pierwszych etapach, to przecież i tak liczę na jedną - może dwie ucieczki. Szwajcaria, to byłby świetny wyścig, żeby się przełamać...
www.tds.ch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz