sobota, 25 lutego 2012

Wyścig z Mont Ventoux w tle

Jak mi się podoba ta licytacja na portalach społecznościowych, kto więcej, dłużej, wyżej. A ja po zgrupowaniu na Majorce zostałem bez roweru i to przez 4 dni. Najlepsze, że to nie był strajk, tylko jak najbardziej pracowity dzień na hiszpańskim lotnisku! To stara historia, później było kilka pracowitych dni w Toskanii i Trofeo Laigueglia, z której jestem bardzo zadowolony. Pierwszy wyścig po górach, zostałem bez problemu w pierwszej grupie po najcięższych podjazdach. Dla mnie to ważne, żebym potrafił przyjeżdżać w grupie 40-50 ludzi, to daje szansę na niezły wynik. A to, że w końcówce się pogubiłem, to już inna sprawa - własna głupota. Ten tydzień po znakiem zgrupowania z #OPQS, to już czwarte w tym roku!! Tym razem Lazurowe Wybrzeże Francji, którego nie polecam. Oprócz pięknej wody w morzu, sporo sodówki w głowach - przez tydzień nie spotkałem się z sympatią, może miałem pecha. No i kawa kosztuje 5 Euro. Jutro chcemy wygrać Boucle du Sud Ardeche. Cały zespół nieźle kręci, ale nie wiem, czy to starczy na Jonatana! Kalendarz wiosenny mam okrojony, więc trzeba wykorzystać nieliczne szanse, z dyspozycją nie powinno być źle.

Dojeżdżając do hotelu nie dało się nie zauważyć polskiej góry we Francji, więc może i tym razem Mont Ventoux przyniesie szczęście. Oczywiście na wyścigu będziemy trzymali się z daleka od takich podjazdów.

... i jeszcze jedno - w zeszłym roku cieszyłbym się z drugiego miejsca mojego kolegi w Het Volk, tym razem atmosfera jak na pogrzebie. Miejmy nadzieję, że podczas Flandrii się zrehabilituje;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz